poniedziałek, 20 maja 2013

Rozdział 2.

Leżałam wygodnie na sofie oglądając telewizję. Byłam zmęczona po całym dniu zwiedzania. Aż trudno mi uwierzyć, że to już 3 dzień. Jeszcze tylko 2 dni i uwolnię się od niego, brr.
Ten idiota (tak, mam na myśli Harry'ego) gdzieś poszedł, więc byłam sama. No, nie całkiem, bo była u mnie Amy, właśnie przed chwilą wyszła.
- Cześć, skarbie. - usłyszałam kroki.. tak, to były te kroki. I to 'cześć, skarbie'. Pf.
- Nie jestem żadnym twoim skarbem. - odpowiedziałam surowo.
- Okej, okej. Tak tylko mówię... - powiedział ściszonym głosem.
- To nie mów.
Ugh, jaki on jest żałosny. Nienawidzę go. Nienawidzę jego i tego jego głupiego kumpla. Obydwoje są siebie warci. Miałam ochotę wyjść z tego pokoju i pójść do domu.
- Zjesz coś? - spytał.
- Nie. Jakbym była głodna, to bym chyba już coś jadła, no nie?! - warknęłam.
Nie poszedł do kuchni, tylko podszedł do sofy i usiadł na niej obok mnie.
- Dlaczego ty mnie tak nienawidzisz? - zapytał. Nigdy bym się nie spodziewała takiego pytania. W tym momencie, po raz pierwszy zobaczyłam go ze smutną miną. Pierwszy raz. Nawet zrobiło mi się go żal...
- T-to nie tak... - odwróciłam się przodem w jego stronę. - To nie tak, że ja cię nienawidzę... po prostu... nie podoba mi się to, jaki jesteś... - spuściłam wzrok na podłogę. Nie chciałam spotkać się z jego oczami.
- Czyli, że jaki jestem?
- Eh, no wiesz... - trudno mi było to powiedzieć. Chciałam to zrobić w taki sposób, aby go nie urazić. - Spotkałam się z wieloma opiniami na twój temat...no i... i wiesz..większość z nich były negatywne..
- Wierzysz ludziom, którzy nie mają o mnie bladego pojęcia? - spytał z niedowierzającą miną - Wierzysz ludziom, którzy nawet mnie nie znają..
- Nie..to znaczy..tak.. - zrobiło mi się strasznie wstyd. Nienawidziłam go bezpodstawnie. Rzeczywiście, ci ludzie nie byli z naszej klasy i nawet nie znali Harry'ego. - Przepraszam.. - wyszeptałam. - Przepraszam, że nawet nie chciałam cię poznać i zobaczyć, jaki jesteś na prawdę, tylko od razu cię oceniałam...wybacz.
- Ja też powinienem cię przeprosić... - zaczął.
- Za co? To ja byłam największym powodem naszych kłótni..
- To ja cię prowokowałem. Wiem o tym.
- Uh, może zapomnijmy o tym? Zacznijmy od nowa.. - spytałam z nadzieją. Po tej krótkiej rozmowie trochę wywnioskowałam i on wcale nie jest taki zły..
- Czemu nie... - jego twarz rozpromieniła się. Mogłam ujrzeć jego małe dołeczki w policzkach, które były bardzo słodkie. - Harry. - wyciągnął do mnie rękę. - Jak od nowa, to przedstawić się trzeba.
- Haha, no tak. - zaśmiałam się - Lucy, albo 'Lu'. Jak tam wolisz.
Siedzieliśmy i rozmawialiśmy, poznawaliśmy się nawzajem. Źle zrobiłam, że uwierzyłam tym ludziom. Straciłam tyle czasu, który mogłabym spędzić z Harry'm. On jest na prawdę dobrym człowiekiem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Obudziły mnie poranne promyki słońca wdzierające się do pokoju. Obróciłam się w drugą stronę, aby zobaczyć, która jest godzina. Na skraju łóżka siedział Harry, a w rękach trzymał tacę z jedzeniem.
- Harry? A co ty... - przykryłam się bardziej - co ty tu robisz?
- Przyniosłem ci śniadanie...no wiesz, tak 'na zgodę'. - uśmiechnął się.
- Długo już tu siedzisz? - spytałam, biorąc jedną kanapkę z tacy.
- Trochę.. jesteś słodka, jak śpisz.
- Ej, Styles! - zaśmiałam się. - Przestań...
- Okej, okej...

~~~~~~~~~~kilka godzin później~~~~~~~~~~~
Chodziliśmy uliczkami i zwiedzaliśmy różne zakątki Lake Discrit National Park. Ciekawe miejsce. Można było popływać łódkami i takie tam. Ledwie ledwie udało mi się zaciągnąć Amy na żaglówkę. Cholernie się bała, ale jakoś wytrzymała.
Weszliśmy na mały szczyt gór, nawet nie na szczyt. Na tabliczce było napisane '869 m n.p.m.', więc nie tak całkiem daleko i wysoko. Usiedliśmy przy jakimś jeziorku, czy tam rzece i rozmawialiśmy. To już było ostatnie miejsce na dziś.
- I jak ci się tu podoba? - spytała Amy.
- Jest całkiem całkiem. I nawet się z Harry'm pogodziłam, uwierzysz? - powiedziałam chichocząc.
- No nie gadaj! - wybałuszyła swoje oczy niedowierzając moim słowom - Ty, Harry, pogodzeni? Jak to możliwe?
- Cuda się zdarzają..
Po chwili nie było już nikogo. Każdy poszedł do swojego pokoju, a ja sobie dalej siedziałam. Sama. Niezbyt długo, bo za chwilę przyszedł Harry.
- Co tak siedzisz, ślicznotko? - zauważyłam ten jego błysk w oczach, gdy usiadł obok.
- Tak sobie siedzę i rozmyślam... no wiesz.
- Aha.. no tak, wiem. - zaśmiał się.
Wstał z miejsca, podszedł bliżej wody, ukucnął i sprawdził palcami, jaka jest.
- Ciepła? - spytałam, mając w głowie pewien plan.
- No, całkiem. - kiwnął głową.
Po chwili nie było go już na brzegu. Tak, wepchnęłam go do wody! Ale miałam ubaw!
- Lucyy! - wykrzyknął - To nie jest śmieszne! - chichrał się pod nosem.
- A żebyś wiedział, że jest!
Siedziałam śmiejąc się, a po chwili poczułam rękę Harry'ego na swojej.
- Aaaa! Harry! - krzyknęłam - To nie jest śmieszne, błagam cię, będę cała morka! - błagałam.
- Haha, ja też się zmoczyłem. I co? Jakoś żyję. - przycisnął mnie mocniej do siebie. Dotykałam jego torsu, który odciskał się w mokrej koszulce, która prześwitywała, więc było go lepiej widać. Jego zmoczone loki nie były już tak bardzo pokręcone. Ciągle byłam do niego przyciśnięta.
- Jesteś taka piękna. - wyszeptał, patrząc mi w oczy. Moje policzki oblał róż.
- Eh, robi się zimno... - wybrnęłam z tej niekomfortowej sytuacji, na prawdę niekomfortowej.. - Chodźmy do domu.
- A-a, no tak, chodźmy. - i Harry wyglądał na speszonego. Wow.
Gdy doszliśmy do pokoju, od razu spakowaliśmy swoje ubrania. Od tamtej pory, gdy wróciliśmy znad jeziora, nie odezwaliśmy się do siebie słowem. Emocje trzymały górę, zdecydowanie...
___________________________________
Nie było żadnych komentarzy, wejść jest mało...nie dziwię się, nie chce mi się go rozsławiać, heh. Życie leniwca, haha, tak powinien nazywać się mój blog, a ja byłabym jego główną bohaterką. :D Głupia jestem, cześć.